Koronawirus przetoczył się przez naszą rzeczywistość niczym niszczycielski walec. Zabiera ze sobą ofiary śmiertelne, niszczy płuca i podobno upośledza w pewnej części działanie mózgu. Nadwyręża gospodarki zmuszając do zastanowienia, czy nowy świat po nim będzie pełen równych szans dla wszystkich, czy też istniejące podziały jedynie się pogłębią w nieodwracalny sposób. Objawy takiej zapaści zaczyna być widać w nieoczywistych z pozoru dziedzinach życia w Azji.
Technologicznie Azja zawsze pozostaje w awangardzie przed światem. Korea Południowa na przykład udowadnia, że wirus jej nie straszny, szybko dostosowuje się do epidemicznych warunków. Jest w stanie szybko wyprodukować nowoczesne testy na zarazę, sprzedawać je z powodzeniem za granicą i przy okazji przeprowadzić demokratyczne wybory parlamentarne. Z pozoru wszystko wygląda idealnie, jednak jest jeden zawód, który epidemii może nie przeżyć.
Mechaniczni kelnerzy
Koreańska firma Woowa Brothers wypuszcza właśnie na rynek roboty nowego typu przeznaczone do pracy w restauracjach. Nazywają się Dilly i pełnią rolę mechanicznych kelnerów. W pilotażowym programie bierze udział 50 lokali, które przetestują możliwości nowych urządzeń za darmo. W przyszłości Dilly’ego będzie można wynajmować za pieniądze w ramach aplikacji Baedal Minjok.
Aplikacja przy okazji oferuje dostawy jedzenia i to w takim modelu pobiera opłaty od lokali. Mechaniczni kelnerzy maja być wisienką na torcie wpasowującą się w nowe, post epidemiczne realia. Nie po to w końcu zalecało się ludziom trzymanie od innych z dala w strachu przed wirusem, żeby po jego opanowaniu w przyszłości nagle padać sobie na nowo w ramiona. Koreańczycy do aż tak wylewnych nacji nie należą, ale znani są z imprezowania do upadłego, a wtedy o zasady trzymania się od innych na dystans trudno.
Kelner-robot nigdy się nie zmęczy i raczej nie pomyli przy obsługiwaniu skomplikowanych zamówień. Nie trzeba dbać o jego prawa pracownicze, dawać podwyżki i motywować dobrym słowem. Wystarczy konserwacja, aktualizacja i opłacanie rachunków.
Zapotrzebowanie na maszyny w rodzaju Dilly’ego rośnie i tym samym widać na koreańskim przykładzie, jak postulowana od pewnego czasu tzw. Czwarta Rewolucja Przemysłowa może wpłynąć na rzeczywiste zawody. Wirus paradoksalnie przyspiesza jej nadejście. Nikt się go nie spodziewał, ale skoro już zdecydował się uprzykrzyć ludziom życie, okazało się, że znajdą się tacy, którzy na jego obecności będą chcieli zarobić.
Z kawiarenki na bruk
Wirus demontuje również warstwy społeczne i obnaża słabości krajów tak rozwiniętych jak Japonia. Korea wciąż aspiruje do grona największych potęg, znajduje się na miejscu jedenastym w skali świata. Kraj Kwitnącej Wiśni to numer trzy w skali globu, ale gdy pojawiła się epidemia, okazało się, że król bywa miejscami słabiej ubrany.
Zgodnie z najnowszymi szacunkami japońskiego rządu bez wprowadzenia środków zaradczych wobec epidemii w kraju mogłoby umrzeć co najmniej 400 tys. mieszkańców. Przed wielkanocą premier zapowiedział stan wyjątkowy, który szybko okazał się prawną wydmuszką. Zgodnie z tamtejszą konstytucją specjalne przepisy nakazujące zamykanie niektórych lokali usługowych i pozostawanie w domach są bezzasadne i niemożliwe do wprowadzenia. Japończycy jednak starają się wykonywać polecenia władzy, problem pozostaje z tymi, którzy muszą opuścić domy, które nie należą do nich.
Szybko okazało się, że japońskie kawiarenki internetowe stały się w międzyczasie dążenia do ekonomicznego postępu noclegowniami dla bezdomnych. Obecnie trzeba się ich gdzieś pozbyć, bo kawiarenki nakazano zamykać przez wirusa. Miesiąc w takim nietypowym hotelu kosztuje niewiele mniej niż 2,5 tys. zł, ale to wciąż kilka razy mniej niż opłaty za wynajem mieszkania.
Kawiarenki internetowe w Japonii, a także w innych krajach Azji, oferują znacznie wyższy standard usług i prywatności niż te, do których jesteśmy przyzwyczajeni z naszego rynku. Można w nich czuć się bezpiecznie, odgrodzić od pozostałych klientów, jeść, pić, spać do woli (większość wyposażona jest w rozkładane fotele wielkości łóżek), brać prysznic i przebierać w świeżo kupione ubrania. Korzystający z nich klienci znajdują w takich miejscach odskocznię od często mikroskopijnych mieszkań, które muszą dzielić z rodziną. Dla bezdomnych to jednak jedyny dach nad głową, którego nagle zostają pozbawieni.
Nic nie wskazuje, że świat po wirusie będzie lepszy. Że postęp technologiczny jednoznacznie przyspieszy z korzyścią dla nas. Że nowe maszyny zastępujące nas w pracy pozwolą na takie oszczędności, by nas czekały stabilne wypłaty dochodu podstawowego (w tzw. modelu Universal Basic Income, UBI). Rewolucji przemysłowych było kilka wcześniej, w końcu mówimy o nadejściu obecnie czwartej z nich, ale żadna nie sprawiła, że jakość życia jednoznacznie pozwoliła pozbyć się biedy i wygrać z bezdomnością. Warto śledzić przykłady takich przykładów z Azji, która widzi przyszłość nieco wcześniej niż przychodzi ona do nas. Może dzięki temu choć raz uda nam się stać mądrymi przed a nie po szkodzie.