Rozmawiamy z dr. Janem Zającem, CEO firmy SoTrender.
Filip Żyro: Janie, jesteś osobą, która trendy technologiczne obserwuje jeszcze na etapie ich powstawania. Powiedz, co Twoim zdaniem będzie najbardziej „grzało” w technologiach w rozpoczynającym się roku?
Jan Zając: Wydaje mi się, że jednym z najważniejszych trendów, który należy uważnie obserwować jest tzw. sztuczna inteligencja. Wielu z nas nie zdaje sobie sprawy, że AI już jest obecne w wielu obszarach biznesu i naszego życia codziennego. Będzie ona się dalej upowszechniać, a jej rozwój stale przyspieszać. Warto mieć świadomość, że wraz z rozwojem sztucznej inteligencji na znaczeniu zyska również robotyzacja pracy.
F.Ż.: Czy to nie jest jednak tak, że wiele technologii w przeszłości rozgrzewało nasze wyobraźnie, a życie pokazywało, że proces ich wdrażania to bardziej ewolucja niż rewolucja? Powiedziałeś, że coraz częściej można spotkać się z zastosowaniem AI. Powiedz zatem gdzie?
J.Z.: Tak, rzeczywiście nieraz słyszy się głosy, że sztuczna inteligencja będzie kierowała naszym istnieniem i regulowała każdy aspekt życia. Być może ziści się to w znacznie dalszej przyszłości – obecnie AI znajduje znacznie węższe zastosowania. Dzisiaj AI są to niszowe algorytmy, dostosowane do konkretnych zastosowań, które nie zastępują człowieka, a raczej wspierają go w codziennej pracy, np. marketera, rekrutera, prawnika czy księgowego. Po prostu automatyzują najbardziej powtarzalne czynności, pozostawiając człowiekowi więcej pola do popisu w kwestiach kreatywnych. Sztuczna inteligencja ma zastosowanie wszędzie tam, gdzie mamy do czynienia z powtarzalnymi zadaniami kognitywnymi, jak chociażby wspomniane sfera prawna. Nie ma żadnego problemu, aby AI sprawdzała bazy orzeczeń i wyroków, zwłaszcza w krajach, gdzie mamy do czynienia z prawem precedensu. Dopiero na końcu musi pojawić się człowiek, które jej wstępne wnioski zweryfikuje.
F.Ż.: Nie boisz się, że gdzieś w perspektywie najbliższych lat, takie algorytmy tę pracę ludziom odbiorą?
J.Z.: Nieszczególnie. Pomimo postępu technologicznego, a może właśnie dzięki niemu, w wielu krajach problemem jest raczej niedobór ludzi do pracy. Uważam, że nowe technologie pozwoliły zoptymalizować wiele procesów i dać ludziom większe pole do popisu w innych kwestiach. Zmienia się również rynek pracy i kultura organizacji.
F.Ż.: Zmianom ulegają również social media. Coraz więcej mówi się ostatnimi czasy o zmianach wynikających z ich wpływu na życie. Tobie ta branża jest bliska. Powiedz, jak zapatrujesz się na zakusy, aby ten świat regulować i reglamentować. Do czego może to doprowadzić w najbliższych latach?
J.Z.: Bez wątpienia tendencje do regulacji tego obszaru będą zyskiwały na sile. Rządy i instytucje chcą mieć większy wpływ na takie firmy jak Facebook i Google, które z kolei, na zasadzie ataku wyprzedzającego, zmieniają wewnętrzne regulaminy na bardziej restrykcyjne. Można spodziewać się, że coraz więcej danych o użytkownikach będzie zostawać w rękach wspomnianych firm, które informacje te chcą wykorzystywać tylko na własny użytek.
F.Ż.: A co z modelem biznesowym, który w dużej mierze opiera się właśnie na handlowaniu tymi danymi?
J.Z.: Nadal istnieje ale w innej formie. Tak jak wspomniałem, bazy danych wykorzystywane są na potrzeby reklamodawców, którzy mogą dotrzeć do Ciebie właśnie za pośrednictwem narzędzi Facebooka czy Google’a.
F.Ż.: Rozmowy technologiczne od kilku lat na okrągło orbitują wokół tych samych firm, Facebook, Google, Amazon, Twitter, Microsoft. Czy uważasz, że ten oligopol będzie się ciągle umacniał?
J.Z.: Bez wątpienia. Gdy mówimy o rynku reklamowym, w wielu krajach jest blisko duopolu. Facebook i Google rozdają karty, jeżeli chodzi o reklamę w Internecie i na razie nie widzę szansy na zmianę tej sytuacji. Być może stanie z nimi w szranki inny internetowy gigant, np. Amazon, co nie zmienia faktu, że jest coraz mniej miejsca dla małych graczy.
F.Ż.: Być może jest potrzebna interwencja władzy? Niejednokrotnie w historii mieliśmy do czynienia z sytuacją, gdzie rynkowi regulatorzy w sposób sztuczny dzielili podmioty, które zaczynały robić się niebezpiecznie duże.
J.Z.: Kompletnie bym się nie zdziwił, gdyby doszło do takiej sytuacji. Wiele technologicznych firm zbliża się niebezpiecznie blisko do wpływów porównywalnych z administracją rządową, a w niektórych przypadkach można powiedzieć, że ich władza jest nawet większa. Jeżeli przyjrzeć się uważniej firmom jak Facebook czy Google, można wręcz odnieść wrażenie, że powoli na taką batalie się przygotowują budując wewnętrzne struktury, które miałyby taki podział utrudnić. Warto zastanowić się jednak, czy takie rozbicie nie okazałoby się w dłuższej perspektywie pozytywne.
F.Ż.: Co, przykładowo, pozytywnie mogłoby wyniknąć z odebrania części władzy takim firmom?
J.Z.: Na pewno łatwiej byłoby kontrolować, co dokładnie robią i jaki mają wpływ na nasze życie. Podzielony rynek jest również bardziej konkurencyjny. Mogliby z pewnością zyskać na tym reklamodawcy, którzy mieliby silniejszą pozycję negocjacyjną. Warto również zastanowić się, czy bazy danych na nasz temat, dostępne we wspomnianych firmach nie zawierają zbyt wielu kluczowych informacji. Być może bardziej podzielony rynek, nie prowadziłby do sytuacji, w której jedna firma dysponuje całkowitą wiedzą o Twojej e-aktywności.
F.Ż.: A czy sądzisz, że w świecie social media możemy spodziewać się jeszcze jakiś nowości? Od lat zdaje się niepodzielnie rządzić dosłownie kilka aplikacji, a na horyzoncie nie widać konkurencji.
J.Z.: Ja w tym gronie na pewno wymieniłbym chińskiego TikToka (wcześniej Musical.ly), który mocno namieszał na tym rynku i ma być jedną z gorętszych aplikacji w 2020 roku. Rzeczywistość niejednokrotnie nas zaskakiwała, nie przekreślałbym więc, że ewolucja social media się zakończyła. Jest to bowiem jeden z szybciej ewoluujących i rozwijających się rynków. Świetnym przykładem jest chociażby Instagram, który nieustannie zyskuje nowe funkcje. Jedną z rewolucyjnych zmian może być ukrycie polubień na platformie, które towarzyszą użytkownikom od początku istnienia Instagrama. Choć na razie zmiana jest dopiero w fazie testów, już teraz w świecie agencji, influencerów, jak i zwykłych użytkowników, budzi wiele wątpliwości i dyskusji.
F.Ż.: Dużo rozmawialiśmy o wirtualnym aspekcie technologii. Jednak technologie w dużej mierze to również codzienne sprzęty jak komórki, komputery, gogle VR. Czy byłbyś w stanie wskazać jedną technologię, która w ciągu najbliższych lat będzie zyskiwała na znaczeniu?
J.Z.: Moim zdaniem coraz bardziej widoczny będzie trend samodiagnozowania i analizowania własnego zdrowia, w dużej mierze dzięki smart sensorom, znanym z zegarków sportowych czy innych wearables. Wszystko będziemy w stanie zmierzyć i przeanalizować: ilość wykonanych kroków, aktywność fizyczną, jakość snu, poziom stresu, a nawet to, jakie pożywienie przyjmujemy.
F.Ż.: Technologie anektują coraz więcej aspektów naszego życia. Jedni się ich boją, inni widzą w nich potencjalne wybawienie. A Tobie, do której z tych wizji bliżej? Nowe technologie zbawią ludzkość czy raczej zafundują nam dystopijną przyszłość rodem z 1984 r. Orwella?
J.Z.: Uważam, że prawda leży gdzieś pośrodku. Z dużą dozą sceptycyzmu podchodzę do informacji o kolejnych genialnych wynalazkach, które odmienią to, jak żyjemy, jednak obiektywnie rzecz biorąc, ludzkość nigdy nie miała się tak dobrze. Możemy pozwolić sobie na coraz więcej, odległości dzięki nowoczesnemu transportowi zmalały, możemy pracować zdalnie. Z jednej strony galopujący postęp tworzy wyzwania, jednak na ogół właśnie dzięki nowym technologiom możemy mierzyć się z kolejnymi problemami. Większość zmian zachodzi drogą ewolucji, a nie rewolucji, a my jako gatunek, mamy niesamowite umiejętności adaptacyjne. „Wszystko musi się zmienić, żeby wszystko pozostało po staremu” – to cytat z „Lamparta” Giuseppe Tomassi di Lampedusy, który świetnie to obrazuje.
Dr Jan Zając
Przedsiębiorca, badacz i psycholog. Założyciel i prezes Sotrendera, jedynej w Polsce firmie badawczej specjalizującej się w social media i tworzeniu własnych narzędzi do ich badania. Adiunkt na Wydziale Uniwersytetu Warszawskiego. Absolwent SGH i UW, stypendysta Uniwersytetu Bocconi w Mediolanie oraz Uniwersytetu w Leuven. Autor wielu publikacji na temat psychologii Internetu i prowadzenia badań online. Częsty mówca na konferencjach branżowych. Wykładowca na studiach magisterskich i podyplomowych z zakresu marketingu internetowego oraz badań społecznych i marketingowych. Zna 6 języków, odwiedził 44 kraje – w większości na rowerze.